Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/168

Ta strona została przepisana.

dwór zamężnej z nim dziewicy był dosyć dla nich obojga dostatecznym. Życzenie ta emniczej władczyni jego serca było prawem dla czułego królewicza; rozpuścił zatem ludzi swoich i przyłączył się do obcego orszaku. Prowadzono go więc przez trzy lub cztery obszerne dziedzińce, których regularne czworoboki rzędami słupów otoczone były, ozdobne cudnemi płaskorzeźbami, wiodły do pomieszkań najznakomitszych urzędników dworu. Dostał się nareszcie do ogrodu, pełnego osobliwszych drzew i kwiatów, a w nim ptactwo bujało najrzadszych rodzajów.
W pośród czarodziejskiego ogrodu, wznosił się marmurowy pałac, tak przepysznej budowy, że wszystko przewyższał, co dotąd widziało oko królewicza. Wszedłszy doń, ujrzał mnóstwo kobierców, złotych i srebrnych naczyń, zwierciadeł; a komnaty napełnione były woniami i mieściły łaźnie wyłożone najprzedniejszą porcelaną. Młody małżonek ulotnym jeno wzrokiem rzucił na te wszystkie przepychy i przez komnaty, bogactwy jaśniejące, których szereg długo się ciągnął, spieszył z niecierpliwością jak najrychlej stanąć w podwojach małżonki swojej. Ale stanął jakby piorunem rażony, ujrzawszy, że to była — małpa.
Zanadto jednak posiadał wykształcenia z dobrem sercem, ażeby w obec wszystkich okazał okropny zawód: owszem zrobił twarz zupełnie wesołą i z uprzejmością największą składał małżonce swojej uszanowanie. Małpa odpowiadała na jego grzeczność wymownie i okazała tyle