Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/173

Ta strona została przepisana.

tak przyjemną jak teraz, gdy już może na zawsze ją utracił. Owa wielka zmiana jego szczęścia niemniej także zasmucała: bo lubo w pierwszej chwili nie przyznawał się do tego, że żal po stracie małżonki bardziej jeszcze pomnożony został zniknięciem pałacu, i wszystkich niezmiernych kosztowności; smutek wszelako byłby go daleko prędzej ominął, gdyby mu czarownica przynajmniej zostawiła dla pocieszenia ogromne skarby swoje, i gdyby mógł żałość swoją wynurzać na poduszkach z aksamitu, i w salach złotem wyłożonych, ale nie na pustem polu, przy studni i koło drzewa tamaryndy.
Pełen chęci odzyskania straconego szczęścia, a może i wstydząc się w teraźniejszym poniżenia stanie ukazać się u dworu, postanowił pójść w świat, i dopóty nie spocząć, dopóki nie odszuka tej żony, którą nieroztropnością swoją utracił. Przebył wiele krajów, i widział małp mnóstwo; ale żadna nie umiała go zawiadomić o straconym przedmiocie jego miłości. Znużony nareszcie długą i bezowocną pielgrzymką, udręczony na ciele i na duszy, umyślił odpocząć na chwilę Cały świat znienawidziwszy, pragnął ustroni bezludnej, i w niej zamieszkał. Dom opuszczony stal samotnie na końcu ogrodu, co opasywał wiejskie pomieszkanie jednego kupca: a i o tym w gruzy rozsypanym niemal gmachu biegała pogłoska, że go złe duchy nawiedzały. Nikt więc nie śmiał zbliżać się do niego, i królewicz mógł tam bez przeszkody czas długi bawić.
Ponieważ smutek i myśli tęskne spać mu