Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/174

Ta strona została przepisana.

nie dawały, najcichszy szelest zaraz go budził z marzenia. Jednej nocy, gdy śnił właśnie o swojej małpiej małżonce, obudzony był niezwykłem poruszeniem w powietrzu. Spojrzy przez dach otwarty — lecz mgłę jeno dojrzał; w krotce głośny szelest skrzydeł rzadkiego zapow adał gościa. Ukryty królewicz dojrzał go wreszcie: był to jenijusz trochę niezgrabnej postaci, a po wzdychaniach i jękach, jakie wydawał, łatwo się domyślił że był zakochany. Lubo sam także cierpiał też, samą chorobę, nie uznawał jednak za rzecz roztropną ukazywać się; został przeto w ukryciu i uważał niepostrzeżony, co smętny jego towarzysz czynić będzie. Jeniusz złożył najprzód skrzydła, uprawił na sobie ubiór, a potem rzadkie owoce, które przyniósł, w polach szaty zgrabnie układał na srebrnym talerzu.
Królewicz poznał w nich zaraz owoce raju, jakie tak często jadał u małżonki swojej i która go zapewniła, że one rosną tylko w ogrodach rajskich. Gdy jenijusz zajęty był czyszczeniem talerza, wysunął się królewicz z ukrycia, schwycił mu kilka owoców, i te w sukni swojej ukrył. Wykradł się potem po cichu do ogrodu, i krok w krok idąc za jenijuszem, widział, jak tenże zatrzymał się pod jednem oknem. Tu co do słowa podsłuchał rozmowę, którą jenijusz miał że żoną kupca. Jenijusz przechwalał się mocno przyniesionemi jej owocami i zapewnił, że żaden śmiertelnik nie jadł ich jeszcze, ponieważ one tylko w ogrodach rajskich od istot błogosławionych i od jenijuszów, łaskę nieba posiadających, rwane być