Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/177

Ta strona została przepisana.

prowadzimy, na które tak słusznie się skarżysz«, odrzekł »Bilmeryk«, tego wszystkiego jest winną królowa małp: straciła dawną swoją wesołość, a co gorsza przez to niepotrzebne połączenie się z królewiczem Jndów postradała skórę małpią, i swoję srebrną lutnią. Co do niej samej, nie żałuje, bo sama na tem cierpi; ale co do lutni, to wszyscy cierpimy na tem, gdyż król nasz nie mo że słuchać żadnej muzyki, bez towarzyszenia tego tak melodyjnie dźwięcznego instrumentu; a tobie musi być wiadomo, że my dworacy nie śmiemy nosić na twarzach wypogodzonych prom eni słońca, kiedy oblicze króla zasępione«.
Królewicz usłyszawszy to, wiedział co czynić: wysunął się nieznacznie z pod jenijusza i niespodziewanie uderzył w struny srebrnej lutni, której czarujące dźwięki po niebios gmachu zabrzmiały. Król jenijuszów zerwał się uradowany, a królowa małp zemdlała. Posiadanie lutni magicznej sprawiło królewiczowi nader uprzejme przyjęcie, gdy się zb iżył do władcy tych krain, dla złożenia mu uszanowania. Chętnie zrzekł się przyjaciół i krewnych dla owej niebiańskiej istoty, która tak dawno pragnęła powrócić w jego objęcia. Jeden Bilmeryk tylko stawszy się przyczyną tak szczęśliwego połączenia, najgorzej wyszedł w tej sprawie. Niemógł żadną miarą namówić królewicza, by z nim na ziemię powrócił, i niewiadomo z pewnością czy mu się kiedy udało przekonać kupcową o prawdziwości owoców rajskich.