Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/20

Ta strona została przepisana.

i przędzie kądziel w waszym dworze, a rodzi dzielnych synów. We trzy miesiące, pan uroczny miał żonę.
Znikła trawa i chwasty z alei lipowej, bo je stratowało mnóstwo koni i kolas, co zwiozły krewniaków i przyjaciół panny młodej na wesele do białego dworu. — W kilkanaście dni, gwar ucichł; a droga lipowa znowu zaczęła zarastać trawą i pokrzywą.

V.

Nadchodziła druga zima, a towarzystwo we dworze powiększyło się tylko o jedne panią domu.
Liczna czeladź, którą przyjął, wkrótce pouciekała, usłyszawszy że pan ich ma tak nieszczęśliwe oczy: kilku pozostałych doznawszy od nich ciężkiej choroby, porzucili dwór biały; a młoda i dorodna pani, w ciężkich przewracała się bólach, na bogatem łożu, tylko mąż przywiązany z odwróconą głową, ściskał jej ręce zimne i skrzepłe.
Wiedziała, że mąż ma złe oczy; wiedziała, że niemi powiększał jej cierpienia i bóle: a jednak szczerze przywiązana, błagała strapionego o jedno spojrzenie.
— Maryo! zawołał z cieżkiem westchnieniem wiem, że niebędę z tobą szczęśliwy, dopóki mam te oczy: wyłup mi je! Oto nóż ostry, a z twej ręki nie będzie mię boleć.
Wzdrygnęła się żona na tak okropne żądanie; a pan uroczny, widząc ją niezachwianą, upadł na krzesło, i rzewnie począł płakać.
— Na cóż mi ten dar Boży, to szczęście, któ-