Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/33

Ta strona została przepisana.

rosą deszczu myć zaczyna; a gdy błyśnie, że się stroi; a gdy zagrzmi, że już jedzie.
Pełen radości, idzie do zamku i życzenia matce składa. Już zastawiono podłużne stoły i uczta zacząć się miała, aż deszczyk padać zaczyna. Spojrzał na okno i wyrzekł głośno:
— Moja się żona już myje.
Spojrzeli wszyscy i rzekli w duchu:
— Ot głupi! brednie nam plecie.
Zabłysło niebo: on znowu mówi:
— Moja się żona ubiera. I prędko zagrzmi, on rzekł z radością: »O moja żona już jedzie.
Wszyscy ciekawie patrzą w podwoje rychło się żaba ukaże, aż zamiast żaby prześliczna pani, strojna urodą i szaty, wchodzi i księżnej starej z pokorą do nóg upada. Książe z małżonką uradowani, przechwalają wybór syna: ten w radości, uniesieniu, biegnie co prędzej do swego dworu, lecz nikt powodu nie zbadał.
Przy stołach siedzą, jedzą i piją; dwie synowe z gniewem patrzą na urodę swej bratowej, goście wszyscy podziwiają krasotę młodej księżniczki.
Nagle biedna się zerwała, z krzykiem rozpaczy ucieka; a wtem wpada młody książę i z radością wykrzykuje:
— Jużem spalił tę skorupę brzydkiej żaby, co mi kryła wdzięki mojej ładnej żony.
— Bądź zdrów! rzekła, płonąc ogniem — już mnie więcej nie zobaczysz: miałam wkrótce wyzwolona wrócić, by żyć między ludźmi; a teraz znowu zaklęta, na długie wieki zostałam.