Poszedł dalej. Gdzie wieś przejdzie, tam zostaną puste domy: z bladem licem, drżąc z bojaźni, uciekają zewsząd ludzie; a po drogach, lasach, polach konający w bólach krzyczą.
Na wysokiem wzgórzu stała wioska jego, kędy mieszkał wieśniak, co nosił powietrze; tam miał żonę, drobne dziatki i stare rodzice swoje.
Zakrwawiło mu się serce; więc okrąża wioskę swoją; silnie pochwycił niewiastę, by mu z barków nie uciekła.
Spojrzy: widzi Prut niebieski, za nim wszędy coraz wyższe stoją góry zielonawe, dalej czarne, aż najwyższe białe śniegiem. Spieszy prosto więc do rzeki: skacze, cały się zanurza chcąc utopić i niewiastę, by ochronił od pomoru i od klęski ruską ziemię!
Sam utonął: lecz powietrze, co niesone nie ciężyło, i utonąć też nie mogło, przestraszone tą odwagą, uciekło w lasy na góry!
Tak ocalił swoją wioskę, rodzice, żonę i dziatki i resztę tej ruskiej ziemi, gdzie nie poniósł złej niewiasty.
Na wyspie, w pośrodku Wisły, stał wielki zamek przed laty, cały murem otoczony; w każdym rogu grube chorągwie i gęste straże poustawiane. Most skórzany na łańcuchach, łączył wyspę z brzegiem ziemi.