żowie ze spuszczoną głową na piersi postępują zwolna, starcy niosą zczerniałe zwłoki morem zabitych dziatek. Jęk dzwonu pogrzebowego rozległ się wokoło, wtedy dziewczyna Cicha niosła pełen fartuch strupieszałych kości; usłyszała ten głos powolny dzwonu, zrozumiała go dobrze, bo jej twarz śniada, martwa, uśmiechem się rozjaśniła, a oczy mgliste rozogniły.
Wtedy razem nadpłynęła mglista chmura, w której dziewica Kania unosiła pozostałe grono dzieci, wydzierając je na zawsze z łona matek Starzec jeden poznał, co się święci w tej chmurze, krzyknął zatrwożony: »Dzieci! Kania leci« i przycisnął zczerniałe zwłoki wnuka do siebie. Próżna trwoga, już żadnej nie było dzieciny we wsi, jedne mór zabił, orupie chmura ciemna uniosła na zawsze, a matki sieroty zalewały się łzami, daremnie czekając powrotu zbłąkanych dzieciątek.
Rusin jeden straciwszy żonę i dzieci przez dżumę, uciekł w lasy z opustoszałej chaty i tam szukał ocalenia. Błądził dzień cały, nad wieczorem zrobił z gałęzi budę, rozpalił ognisko i strudzony usnął. Już było po północy, gdy go mocny odgłos zbudza. Staje na nogi, słucha: słyszy jakieś pieśni zdala, a przy pieśni głos bębenków i piszczałek. Słucha ździwion nie pomału, że gdy wkoło śmierć grasuje, tu się cieszą tak radośnie.
- ↑ Tak nazywa lud podolski korowód widm i straszydeł, który ciągnie w czasie moru i zabija ludzi.