Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/72

Ta strona została przepisana.

na tak daleką drogę chłopczynę, który zrobiwszy potrzebny pyzybór, niebawnie wyruszył z domu.
I szedł długo i daleko, aż zawędrował w puszczę ciemną i straszną, a tu w jaskini ukrytej zamieszkał rozbójnik Madej.
Morderca własnego ojca, matkę jeno zachował przy życiu, co mu gotowała strawę. Nikomu nie podarował życia, kogokolwiek dostał, bez litości zabijał. Matka, podeszła niewiasta, zabłąkanych w jaskini przechowywała, ale Madej miał węch tak doskonały, iż zaraz poczuwał ludzkie ciało.
Chroniąc się przed burzą, przypadkiem zaszło tam nasze pochole. Stara, litując się lat młodych, ukryła go w ciasnym zakątku jaskini, lecz Madej zaledwie wpadł do niej, poczuł świeżego człowieka. Już biedne dziecię nachyliło głowę pod zabójczą pałkę, kiedy rozbójnik dowiedziawszy się gdzie idzie, podarował mu życie, z warunkiem, ażeby zobaczył w piekle, jakie dlań zgotowano po śmierci męczarnie.
Pacholę, równo ze świtem opuszczając jaskinię, prędko dostało się do piekielnej bramy: święconą wodą i obrazkami, które przylepiał, otworzyło ją snadnie. Zaskoczył mu Lucyper, z zapytaniem: czego żąda?
— Cyrografu, na moją duszę przez ojca mego wydanego!
Hetman piekielny, chcąc go pozbyć czem prędzej, wydać cyrograf rozkazał; ale trzymał go kulawy Twardowski, co parzony kropidłem święconej wody, nie chciał wrócić cyrografu.