Strona:Kazimierz Wyka - Życie na niby.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.
O ŚWICIE
Tymczasem dzieci o rannej godzinie
Gdzieś do szkół idą,
Oracz wywleka pług, i Wisła płynie,
I Warta z Nidą.

Tymi słowy kreśli Cyprian Norwid najprostszy obraz ojczyzny polskiej. Złożony ze składników, jakie nigdy, nawet czasu największych katastrof, nie podlegają zmianie.
Pierwszego września 1939 roku dzieci polskie nie poszły do szkół. O rannej godzinie, o świcie, do twardej i długiej nauki wzięła historia cały naród polski. W dni niewiele krwią spłynęły wszystkie rzeki polskie. Pod innym, bardziej ponurym niebem, bez patosu tamtych dni wrześniowych, o krok od pospolitości, nędzy, głodu, zaprzaństwa, zwierzęcego egoizmu, o krok od prostackiej niezmienności instynktów, trwają nad nami dzieje. Wąskim płomykiem, bezgłośnym jak mżenie letniej błyskawicy, przewija się pośród nich — nadzieja.
Zamknęły się za nami trzy lata wojny. Armie hitlerowskie znowu postępują naprzód. W miasteczku przesunięto godzinę policyjną na pełny zmrok. W tym celu, ażeby na wielkiej płachcie rozwieszonej w rynku mieszkańcy mogli oglądać wyświetlane postępy niemieckiej ofensywy. Na niezmierzonych polach słonecznikowych wytryskują pociski i czołgi żłobią drogi, w upalnym powietrzu faluje daleki Kaukaz, pożary, ten sam wciąż od lat krajobraz wojny. Przedziwne widowisko. Mosty zwisające w głąb potężnych wąwozów, skrzypi nazwa Terek. Żaden sen, najdziwaczniejszy sen nie spełniłby na rynku