Kiedy w niedzielnym wydaniu Krakauer Zeitung — był to dzień 14 stycznia 1945 — komunikat Oberkommando der Wehrmacht obwieścił, że nieprzyjaciel w piątek przystąpił do dawno oczekiwanego ataku na całej rozciągłości frontu wschodniego: Serock, Warka, Baranów — już od ubiegłego wieczoru wiadomość ta była mi znana. W Krzeszowicach mieszkałem w domu przy uliczce ogrodów, a liczącej wszystkiego dwa budynki. Uliczka zamykała się od wschodu wciśniętą pomiędzy dalsze budynki i ogrody parcelą budowlaną o niewielkim od lat, lecz podstawowym płodozmianie: żyto, kartofle, żyto, kartofle.
Poprzedniego wieczoru nie trzeba było natężać uszu. Wystarczyło zawiesić rozmowę, by dotarł nieustanny, głęboki pomruk dalekiego frontu. Ten sam, co w upalnych dniach z końca lipca, później na długo zamilkły. Wysłuchiwaliśmy go wówczas w późne godziny nocne, młody księżyc przygasał nad cmentarzem. Okna mojego pokoju patrzyły na wzgórze ponad miasteczkiem, zagradzające od zachodu horyzont, na rąbek białego muru cmentarnego.
Od lipca zmieniło się wiele. Ta jesień była niewypowiedzianie ciężka. Zrazu wyglądało wszystko na jedną więcej niepoważną i groteskową zabawę pod batutą swastyki, na jakąś majówkę w nieznanym stylu. O świcie w jeden z pierwszych dni sierpnia spędzono rozkazem mężczyzn na targowisko miejskie. Łopaty, robocze ubranie. Spisano,
Strona:Kazimierz Wyka - Życie na niby.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.
HISTORIA TRZECH GODZIN