O reprezentacji panów Koetgen i Horstmann warto pomówić szerzej. Najlepiej ją poznamy zaglądając do kartek inwentarzowych, naklejonych po blejtramach obrazów wiszących na ścianach Haus Kressendorf. Nie spodziewano się zapewne, że będą je kiedyś oglądać polskie oczy, nikt bowiem nie pokusił się wcale, ażeby je usunąć, jak wydrapywano na przykład z pochodzącej z Belwederu sypialni napis w drzewie, do kogo należała. Kartki głoszą: Muzeum Narodowe w Krakowie, Warszawie, Muzeum Miasta Warszawy, Gmachy Reprezentacyjne Rzeczypospolitej, Łazienki, Belweder, Gabinet Archeologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kolekcja Pinińskiego i tak dalej. Nawet naklejek, świadczących, że cykl Canaletta „Warszawa“ znajdował się czasu ubiegłej wojny w leningradzkim Ermitażu, nie zdjęto. Na meblach, dywanach, zegarach, porcelanie, gobelinach rzecz podobna.
Kradzież? Nic podobnego. U początku sprawy stoi jesienią 1939 roku dekret gubernatora, jedno z pierwszych jego zarządzeń, którego mocą wszelkie dzieła sztuki będące w posiadaniu prywatnym i muzealnym „zabezpiecza się na rzecz ogółu“. Dekret umyślnie sformułowany tak ogólnikowo, by dawał podstawę prawną dla wszelkiego rabunku. Dla pani gubernatorowej dystryktowej, która podobający się jej świecznik muzealny „zabezpiecza“ we własnym mieszkaniu, dla pana architekta, który meble muzealne „zabezpiecza“ znów u siebie, i tak w nieskończonej ilości wydań. Panowie Koetgen i Horstmann z „własnych“ składów „dostarczali“ urządzenia gubernatorowi. Meble i przystroje „zakupywali“ zaś u państwa, które je prawnie zabezpieczyło; „zakupiwszy“ — „odprzedawali“.
Nawet krąg Dwory—Czatkowice nie zamyka się piękniej od tej ulegalizowanej i sypiącej piękne dochody grabieży.
Strona:Kazimierz Wyka - Życie na niby.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.