Strona:Kazimierz Wyka - Życie na niby.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.
MIECZ SYRENY

Z  nielicznych pomników Warszawy, które ocalały, dwa posiadają szczególną wymowę, równą symbolowi nieledwie. Kiedy pierwszy raz Tamką schodzisz na Wybrzeże Kościuszkowskie, w perspektywie ruin wita cię, przybyszu, sylweta Syreny. Twarzą zwrócona na północ, tarczą osłania się od grozy, staczającej się ku niej Powiślem. Mieczem i Wisłą tnie miasto na dwa miasta tak niesamowicie różne, że tylko ona, zwodnicza i piękna, podobnego cięcia dokonać mogła. Mieczem rzece wskazuje bieg i przyszłość.
Kiedy w dzień Wielkiego Piątku spozieram w jej twarz, której ani jedna kula nie dotknęła, gazeciarze biegnący od mostu wywołują zdobycie Gdyni i Gdańska. To Syrena, po wieczne czasy, z samego serca swego tragicznego miasta, dobywa miecz i wbija w ujście rzeki, nad którą czuwa. U jej stóp, wśród potarganego bruku, szczerzy się rów strzelecki i dlatego Syrenie nie wytrącił miecza dynamit Kulturträgera. Całe miesiące stała w pierwszej linii frontu i w sposób najbardziej dosłowny była żołnierzem.
Kiedy łuską iskrzy się Wisła w słońcu marcowym, nie mogę opędzić się myślom, że tak stała na swoim — wynajdźcie mi lepsze słowo — posterunku w mgły listopadowe, w mróz i lód skuwający rzekę, że nocami blask reflektorów wydzierał jej kształt z ciemności i żołnierz z brzegu przeciwnego dziwił się tej niesamowitej kobiecie.