Strona:Kazimierz Wyka - Życie na niby.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

„Ja cierpię, ja się poświęcam, na mnie czyha obóz, ale moje decyzje i postępki naprawdę ustala i wybiera kto inny. W tym wyborze uczestniczę tylko plecami podstawionymi pod bat, ponieważ głowy odpowiednio otwarte znajdują się gdzie indziej i one wiedzą lepiej“.
Tak w skróconym schemacie przedstawiało się to złudzenie. Kiedy nastawała druga jesień wojenna, ten stan bynajmniej u większości nie ulegał naprostowaniu. Właśnie kruszenie się i bezsilność koncepcji londyńskiej utwierdzały sąd: oni tam wiedzą lepiej. Tymczasem druga jesień ujawnić miała, że główne i wiążące decyzje polityczne muszą zapaść w kraju, wśród ludzi przyzwyczajonych przez pięć lat do myślenia tylko plecami, a nie głową, i że od gatunku tych decyzji zależeć będzie przyszłość uwalnianego kraju.
Przy każdym opisie i badaniu zbiorowości ludzkiej najtrudniejszy do uchwycenia bywa moment, kiedy przemiany ilościowe przechodzą próg, na którym zamieniają się w nową jakość, w nową cechę odtąd obowiązującą. W normalnym życiu zbiorowym cały zespół instrumentów sygnalizujących i poznawczych nastawiony jest na ów moment. Sygnalizuje prasa, stwierdza reportaż dziennikarski i literacki. Nastawia swoją uwagę literatura piękna. Ponadto co chwila dane ich są korygowane przez żądania i sprostowania zgłaszane od strony materiału poddawanego obserwacji.
Wszystkie te instrumenty w latach okupacji były nieobecne. Jeżeli nawet wegetowały w ukryciu, jak twórczość literacka, nie chwytały gwałtownie zachodzących przemian, a już prawie całkowicie nie podlegały sprawdzeniu ze strony opinii publicznej. Twórczość literacka docierała jedynie do martyrologicznych lub najbardziej ekspresyjnych szczytów fali przetaczającej się przez społeczeństwo polskie: obozy, konspiracja, tragedia Żydów. Samego prze-