Strona:Kazimierz Wyka - Modernizm polski.djvu/132

Ta strona została przepisana.
która odbija i koncentruje w sobie dążności i pragnienia całej epoki, silne i słabe strony pewnego pokolenia, odzwierciedla jego charakter moralny, doprowadzając pojedyncze rysy do największego wykończenia[1].

Recepcja Bez dogmatu dowodziła zatem dwu faktów o znaczeniu ogólniejszym. Po pierwsze, że publikując tę powieść Sienkiewicz dokonywał wyraźnej zmiany adresu czytelniczego swych książek, a nowym ich odbiorcą mieli być wyrafinowani młodzi. Po drugie, że sam fakt opublikowania przez twórcę Trylogii książki podobnie w jego dorobku nieoczekiwanej to dowód przemiany w całej atmosferze duchowej okresu. W dwu najobszerniejszych i najbardziej wnikliwych omówieniach Bez dogmatu, u Władysława Bogusławskiego i Konstantego M. Górskiego, te twierdzenia górują. Drugi z nich pisał:

Oto zmieniło się koło czytelników, do których Sienkiewicz się zwraca. Umiejąc zawsze pozostać artystą niezwykłej subtelności, przemawiał on dotąd do wyobraźni i poczucia wszystkich nieomal sfer społecznych. W ostatnim swym dziele zdaje się mieć na oku szczuplejsze koło i bardziej wytworne. Książka jego jest jednym z rzadkich u nas objawów owego piśmiennictwa, które Francuzi zowią Littérature artiste. Subtelniejsza i specjalniejsza od poprzednich, może ona wywrzeć zupełne wrażenie tylko wśród warstw bardziej rafinowanych, zdolnych odczuć delikatną analizę i analizujących się nawet do głębi [...] Pomimo tej wyłączności może jednak liczyć na ogromny szereg czytelników. Nie jest to pocieszającym, lecz jest podobno niewątpliwym faktem, że liczba natur, przypominających Płoszowskiego w ten lub ów sposób, zwiększa się u nas codziennie. Bez tego aniby ta książka nie była potrzebna, aniby nawet pod piórem czułego na społeczne objawy pisarza nie była powstała[2].

Bogusławski zaś swoją porównawczą analizę Bez dogmatu (wciągnął do niej Ucznia Bourgeta i Hrabiego Augusta Mańkowskiego) rozpoczynał od następującego uogólnienia:

Wszyscy wiedzą i czują, że jakiś olbrzymi cień padł na słońce cywilizacji europejskiej, i radzi by wiedzieć, skąd się wzięło, jak wygląda niepokojące zjawisko. Uzbroiwszy się więc w szkła, czarne od pesymistycznego kopciu, patrzą w życie, sztucznie zabarwione, patrzą i oprócz ciemności nie widzą nic, bo fenomen przesłonięty szarą oponą codziennej, smutnej jak dżdżysty dzień
  1. W. M. Kozłowski Manfred, hr. Henryk i Płoszowski jako przedstawiciele trzech pokoleń XIX stulecia, „Ateneum”, 1895, IV, I, 3.
  2. K. M. Górski Najnowsza powieść Henryka Sienkiewicza, „Biblioteka Warszawska”, 1891, I, s. 363—364.