Nie gubiąc wątku rozpoczętego w Odzie tak pełnej lirycznego zamieszania monetarnego — przejdźmy do utworu, który nosi tytuł Kair. Nie jest to poetyczne przeczucie konfliktów i niedoszłych wojen o Kanał Sueski. Bo takich faktów jak najazdy izraelskich czołgów na Egipt, wedle doskonałych wzorów hitlerowskiej taktyki pancernej wykonywane, nie przewidzieli najbardziej zagorzali katastrofiści i fantaści. Nawet w Wilnie, które było największym w Europie ośrodkiem drukarstwa w języku hebrajskim i żydowskim.
Kair Zagórskiego leży na podobnej mapie poetyckiej co na przykład Ważyka Inkipo, końskie miasto. Z którym pożegnał się ten poeta w roku 1940, a obecnie tylną bramą powraca. „Zegnaj, miasto, które sławili mistyfikatorzy!” Powraca, skoro przekonał się, że plac Konstytucji w nowej Warszawie to również jest jakieś Inkipo i również sławili go mistyfikatorzy!
Tylko sześć państw po owym posunięciu Banku Anglii wytrwało przy pełnej walucie złotej. Stany Zjednoczone, Francja, Szwajcaria, Holandia, Belgia. I szóste — Polska. W wyliczonym kontekście mogłoby to oznaczać, że ekonomika kapitalistyczna Polski międzywojennej była równie mocna co towarzyszących jej krajów. Była zaś ona tak chwiejna i płochliwa, że za wszelką cenę należało uniknąć wstrząsów. Mimo to weksle gwarancyjne i umowy kredytowane na dłuższe terminy spisywano w dwóch walutach — złotym polskim i dolarze amerykańskim. Publicznie i naukowo pisało się i mówiło o dwuwalutowości polskiej ekonomiki.
Istniały pozory dobrobytu, wystawy w miastach naszego kraju były przepełnione. Kryzys gospodarczy według kapitalistycznego przebiegu bynajmniej nie oznacza — młodszemu pokoleniu trzeba to dokładnie wyjaśnić — ażeby wystawy i sklepy zostały wymiecione z towarów. Wprost przeciwnie. Są one zatłoczone aż do obrzydliwości, ponieważ nie ma komu kupować. Prasa ówczesna donosiła częstokroć o rozbijaniu szyb przez bezrobotnych i kradzieżach z witryn. W ekonomice socjalistycznej, której wyznacznikiem są kolejki po wszystko i wszędzie, niebezpieczeństwo takie nie grozi. Towar chodliwy ma szczególne właściwości. Takiego przymiotnika w ogóle nie pamiętam z przedwojennego języka polskiego. Słownik Warszawski również przynosi tylko znaczenie spotykane w gwarach — chodliwy, czyli trwały, dobrze się noszący, niezdarty, np. suknia chodliwa.