moralnej oraz praktycznej, jaką każdy nosi w swoim sumieniu jako władzy wyboru, zaś zbiorowość ludzka w swoim postępowaniu. Stanowisko zajmowane przez Wata reprezentuje tylko jak najbardziej zewnętrzną, najbardziej wstępną otoczkę owej problematyki ontologicznej, nie wnika w ten jej ośrodek, który dopiero jest przejmujący i nowy. Sytuacja, wolność wyboru, autentyczność postawy, jej nieautentyczność, sens uczynionego wyboru i jego degradacja, to wszystko, co chociaż tragicznie splątane, sprzeczne i dwoiste, przecież u Sartre’a do jednego prowadzi wniosku — „l’existence est un plein que l’homme ne peut quitter...”
Powtarzam — bieg do śmierci poprzez zdradę i inercję, bieg do śmierci poprzez męstwo i wybór są to w istocie rzeczy dwa różne przebiegi. Można ten przebieg uznać za identyczny tylko podówczas, jeżeli drogę przez męstwo, drogę przez wartości pozytywne wyrzuci się z pola widzenia. Wtedy zaś wyrzuca się z owego pola widzenia zjawiska bardziej namacalne od cmentarzy zapełnionych ludzkim ciałem i popiołem. Istnieje punkt widzenia, z którego wszystkie te cmentarze, chociaż są faktem ontologicznie niezaprzeczalnym, są tylko — złudzeniem. Koniecznym złudzeniem, a nie władzą obecną w sumieniu człowieka.
Pragnę być dobrze zrozumianym. Nie zarzucam amoralności, antyhumanizmu i tym podobnych grzechów głównych. To pozostawiam ludziom zakrystii, bez względu, jaki kolor ona nosi. Problem na czym innym polega: dlaczego przy nader wyostrzonym widzeniu filozoficzno-moralnym, przy czujności w tym względzie rzadko spotykanej, uwadze pisarza wymyka się ów pozytywny, chociaż też swoiście tragiczny, łuk naszego pospólnego biegu na stare cmentarze? Dlaczego wymyka się to wszystko, co mogłoby powstrzymać jednostronny wniosek filozoficzny? I co powoduje, że w warunkach polskiej wielkiej typowości, mogąc prezentację egzystencjalizmu posunąć dalej, pisarz zaledwie powtarza pierwsze kroki doktryny. Te, które właściwie znał już psalmista, kiedy poczynał — siedząc na niskich brzegach babilońskiej wody...
O wiele łatwiej, po latach dwudziestu, kiedy wzeszło już całe nowe pokolenie i od tamtej jakże często rozpoczyna tonacji, o wiele łatwiej wspominać wiązadła ówczesnego katastrofizmu aniżeli opisać jego nową konstrukcję, opisać i powiedzieć — nie. To pierwsze miałem możność uczynić na marginesie poezji Jerzego Zagórskiego (Wspomnienie o katastrofizmie, w obecnym zbiorze s.291). Tym razem argumenty są bardziej kosmiczne
Strona:Kazimierz Wyka - Rzecz wyobraźni.djvu/367
Ta strona została uwierzytelniona.