sprawy, jak odbiór społeczny klasyków oraz poetów o ustalonej już pozycji. Jedni i drudzy korzystają ze specjalnych praw, przywilejów i po prostu nawyków u czytelnika. Klasycy z przywilejów szkoły, które zostają rozciągnięte także na dzieła, jakich nikt w życiu nigdy nie czytał i nie przeczyta, ale dzięki szkole obok nich przeszedł z szacunkiem. Król Duch czy Samuel Zborowski, aktualnie gdyby był napisany i wydany, to dziwactwo i obłęd; wciągnięty w przywileje szkoły — to wielka tradycja narodowa. Upraszczam, mówię o nieświadomym mechanizmie ocen u przeciętnego odbiorcy kulturalnego z tytułem mgr, inż. czy dr.
Poeci znani korzystają z przywilejów nawyku i rozgrzeszenia. To znaczy: co wy chcecie z tym Białoszewskim, Herbertem? Tuwim to jest nowoczesny wielki poeta — ja go przecież rozumiem, proszę głowy nie zawracać dziwacznymi nowalijkami. Jak się pojawi nowy Tuwim, ja poznam się na pewno. Ten przywilej rozgrzeszenia w ustach lekarza czy inżyniera zdaje się pochodzić częściowo z przywilejów szkoły, częściowo z nawyku własnej młodości, kiedy przeczytało się nieco wierszy. Daje się więc sprowadzić do źródła, o którym za chwilę będzie mowa, tyle że w postaci rozgrzeszenia jest to już źródło martwe.
Pomijając te dwa wypadki — trzeba więc pozostać przy młodym poecie, który wydał pierwszy, drugi, trzeci zbiór po tysiącu egzemplarzy, który miał tuzin wieczorów autorskich, a nawet postawiono go przy stoisku w Dniach Książki, by podpisywał. Kto kupuje jego dorobek? Znów na uboczu pozostawiając zawodowców od literatury, twierdzę, że kupuje ten dorobek — tysiąc do dwóch tysięcy potencjalnych poetów w Polsce. — Potencjalnych a więc piszących w tajemnicy, skłonnych pisać, marzących, by pisać, pragnących siebie sprawdzić i porównać z wydanym autorem. Potencjalnych poetów — a więc także tych, którzy władając pędzlem czy klawiaturą, którzy uczęszczając do szkół artystycznych, z zagadnieniami sztuki stykają się na co dzień fachowo, dla których czyjeś wersety to transpozycja ich własnych potrzeb i dążeń. Potencjalnych poetów — a więc tych, którzy trafili do innych zawodów, już je uprawiają, są jakoś normalni i solidni, a jednak pozostało w nich ziarenko rymowanego obłędu i nie daje się stłumić. Potencjalnych poetów — a więc tych nareszcie, którzy — najrzadziej spotykani i najszlachetniejsi — nie marzą o piórze ani o pędzlu, ani rymowany obłęd ich nie obejmuje, lecz marzą, by nareszcie kiedyś odebrać falę nadawaną przez podobnego im człowieka, falę z samego wnętrza psychi-
Strona:Kazimierz Wyka - Rzecz wyobraźni.djvu/378
Ta strona została uwierzytelniona.