Strona:Kazimierz Wyka - Rzecz wyobraźni.djvu/380

Ta strona została uwierzytelniona.

W tych słowach Norwida mieści się zarazem gorzka pociecha twórcy, pozagrobowa pociecha pisarza, którego wrażliwość i doświadczenie nigdy się nie zbiegły z potrzebą ideową całego pokolenia, nigdy nie stanęły w łącznej zgodzie. Odczytywane dzisiaj Vade-mecum to przecież największy przełom w poezji polskiej, po Słowackim i aż do Leśmiana największy i najgłębszy. A przecież to zarazem żaden przełom, bo nikt go nie podjął, nikt mu nie zaświadczył, i poezja polska toczyła się ku Asnykowi i Kasprowiczowi, jak by te genialne zapisy w ogóle nie istniały.
Jeszcze nikt w wypadkach takich jak Norwidowski nie napisał prawdziwej historii literatury. Prawdziwej co do funkcji społecznej pisarza, to znaczy umieszczając go nie według dat, lecz tam, gdzie dopiero oddziałał on naprawdę lub — gdzie powinien był istnieć. André Malraux wśród mistrzów holenderskich XVII stulecia, w jednej z nimi epoce, nie bał się umieścić w Les voix de silence genialnego fałszerza — Van Meegerena.
Dla generacji z samego końca zeszłego stulecia był takim poetą, głównym nosicielem jej złudzeń i świadomości moralno-estetycznej, Kazimierz Tetmajer, i wspólnie przeminął. Dla roczników z obydwu progów pierwszej wojny światowej, wstępnego i końcowego, był nim Leopold Staff. Dla pierwszej generacji Polski międzywojennej został nim Tuwim. Pomimo sukcesu czytelniczego Kwiatów polskich, typowy sukces według przywileju rozgrzeszenia, już dalej nie doszedł. Później ta konkretna, w ramach publicznego dobra wrażliwości poetyckiej recepcja się mąci, może po prostu naszym oczom nie jest widoczna. Zwłaszcza że krytykowi nie wolno w takim wypadku własnych upodobań mylić z powszechnymi, podawać je za takowe. Więc — chyba tylko Gałczyński dla roczników z obydwu progów drugiej wojny światowej. Dzisiaj w klasyków wstępuje także w ocenie najmłodszej generacji, a podobna ocena rozstrzyga.
Rzecz oczywista, że ten ciąg nie wyczerpuje całej funkcji poezji, wszystkich tej funkcji objawów. Nie oznacza on przecież poetów najbardziej nowatorskich czy tak drążących, tak dociekliwych w jednym problemie czy jednej postawie, że nie nadąża za nimi wyobraźnia powszechna generacji. Lecz to są już inne sprawy. Ratując siebie samego przed udręką Norwid nauczał, że głosy w ciszy padają, głosy, które będą liczone przez przyszłość. Lecz i on powiadał, wciąż w Vade-mecum:

Potomni nie są tylko grobami z kamienia,
Ciosanymi cierpliwym dłutem doskonale: