tylko wydarzeniem zewnętrznym. Thanatos jawnie w tę poezję wstąpił. Tego właśnie nie można było napisać przed świtem ostatniego dnia poety: 19 X 1968. Ale dzisiaj do końca trzeba powiedzieć o tym wstąpieniu Thanatos, nie osłaniając się cytatem z Pawlikowskiej, nie eufemizując tej części komunikatu egzystencjalnego. Nawiązując do już użytej metafory rejentalno-notarialnej: otwórzmy zaklejoną kopertę. Testator i tak się nie dowie, jak bardzo jej zawartość była widoczna, jak fosforycznie przeświecała obecnością, wstąpieniem i świadomością końca.
Dowody? Zbędne są interpretacyjne zakręty zdania, w jakich wspomniany komunikat wychodzi poza granice poetyckiej umowy z czytelnikiem, a staje się ledwo maskowanym wyznaniem o sobie samym. Także podówczas, kiedy to wyznanie mówi o złudzeniu, że może jeszcze nie, że może jeszcze później, że może nie koniec drogi:
ale jeszcze się tu trochę powłóczę
jeszcze tu trochę posterczę
podobno przed śmiercią poeci
piszą najlepsze swe wiersze
a te moje? obleci
ale to jeszcze nie to,
to jeszcze nie te moje pierwsze
a ponoć jestem także poetą
jeśli wierzyć encyklopediom
i gazetom
no to chyba jeszcze ta chwila nie przyszła
jeszcze czarnych ślepych koników
nikt nie zaprzęga do dyszla
możecie nie odtykać swych rynien
poleżę sobie jeszcze w cieniu kloników
zanim westchnę ostatnim swym rymem
(Dwugłos)
Klony, wiązy, drzewa, stary winograd, słowem — świat, który pozostaje po naszym odejściu, budziły jeszcze jedną nadzieję: przetrwania jako poety. Jestem pewien, że wobec Anatola Sterna ta jego osobista nadzieja przedśmiertna nie okaże się złudzeniem. Powalony wichurą nocną wiąz stawał się w imię tej nadziei koniem Apollina, koniem, którego na oklep dosiadła niebaczna i nie widząca jego śmierci dzieciarnia:
Wiąz z głuchym krzykiem padł tej nocy...
Bezwładny drga. jak koń, co zdycha.