Dedecius powtarza parokrotnie w Notatniku tłumacza takie ostrzeżenie: „Dobre tłumaczenie winno najpierw wyłuskać myśl z obcych słów, a następnie na nowo ubrać ją w słowa własnej mowy.” — „Kto tłumaczy w poezji słowa, ponosi niewątpliwie porażkę.” I wreszcie: „Znajomość danego języka zaczyna się tam, gdzie kończy się słownik.”
Praktyka translatorska Dedeciusa dowodzi, że te trzy maksymy stanowią jej uogólnienie. Jako niekompetentny nie mogę się wypowiadać w kwestii znajomości języka niemieckiego przez Dedeciusa. Raz tego spróbowałem i dostałem po palcach. Ponieważ stało się to na łamach redakcji, redakcji Stefana Żółkiewskiego, warto krótko przypomnieć. Pisząc recenzję antologii polskich poetów poległych w czasie wojny, generacja Dedeciusa (Płonące groby), zakwestionowałem taki drobiazg (?). Znak zapytania, albowiem w poezji i w jej przekładzie nie ma drobiazgów.
Józef Czechowicz pisze w Modlitwie żałobnej po śmierci Karola Szymanowskiego: „będzie się toczył wielki grom z niebiańskich lewad”. Lewada, wyraz pochodzenia greckiego, oznaczający łąkę ze źródłem, przepływem wody, istnieje u Słowackiego, u Iwaszkiewicza. U kresowców. Dedecius przekłada: „aus himmlischen levaden wird ein grober donner roll’n”. Wydawało mi się, że tłumacz popełnił kalkę językowo-brzmieniową, nie bardzo rozumiejąc, co po polsku znaczy lewada. Tymczasem wyraz podobny w języku niemieckim istnieje, co innego niż łąka oznacza i dał się w omawianym kontekście zastosować. Tyle że nie było go w moich słownikach, a poza nimi zaczyna się prawdziwa znajomość języka... Dedecius udzielił mi z kolei należnej reprymendy.
Kwiatkowski i Naganowski dostarczają w swoich przedmowach licznych dowodów mistrzostwa Dedeciusa w zakresie przekładu nie będącego tylko przekładem samych wyrazów. Ulubionym pisarzem Dedeciusa jest, przyjacielem był Stanisław Jerzy Lec. Lec pisze:
Cóż zostało z ekstaz i miłości —
Suche cyfry przyrostu ludności.
Dedecius przekłada: