Kapucynów w Krakowie. Czyżbym przepowiadał, że konfederaci barscy któregoś dnia wtargną w wezbrany kałamarz Harasymowicza? W poezji wszystko jest możliwe, zwłaszcza w poezji stylizatorskiej i czułej na uroki minionego bezpowrotnie.
Wracajmy do Łemków. Późnobarokową katolicką farę w Muszynie z odległości niewielu kilometrów otaczają Złockie, Szczawnik, Powroźnik, stara Krynica. Baniaste kopułki i złamane krzyże doliną Kamienicy spływają w stronę Nowego Sącza. Podobne niekiedy do fantastycznych konstrukcji wieżowych w szopkach krakowskich, te kopułki coraz wysterczają spośród równo przyczesanych świerków u krajana naszego poety, u krynickiego Nikifora. Ten krąg koncentryczny wypełniony został całą grzędą dorodnych, melancholijnych, bez precedensu w poezji polskiej utworów Harasymowicza. Defilują w nich cerkiewne i bizantyjskie Dymitry, Harasymy, Terencjusze, Konstantyny, Teodozje, Sofronie, Ksenie. Zwracając się do Jerzego Lieberta, poety Huculszczyzny, powiada poeta Muszyny, że:
zostaną po nas
prorokach bosych
ścieżki wydeptane
w śniegu
nad Popradem
nad Prutem
(Do Jerzego Lieberta)
Nie myli się zapewne dzisiejszy Harasymowicz przepowiadając, że ten jego ślad pozostanie. Jest on w jego poezji szczególnie ludzkim i bolesnym śladem. Wzajemna nienawiść dwu sąsiadujących plemion, przelana krew, puste i dzikie Bieszczady barwią ten ślad. Poeta z głębokim współczuciem po nim kroczy i kiedy to czyni, żadnej baśniowej ozdoby nie przydając swojemu zapisowi, powstają tytuły, które skłonny jestem zaliczyć do najcelniejszych w jego całym dorobku. Oto Na cmentarz łemkowski; kto w listopadzie, po dniu zadusznym, kiedy nikt się nie zjawił, by odwiedzić mogiłę przodków, oglądał takie cmentarze, niechaj swoją pamięcią pomoże temu zapisowi: