Strona:Kazimierz Zimmermann - Ks. patron Wawrzyniak.pdf/26

Ta strona została przepisana.

pełnie bezprzykładnem, fenomenalnem, co zastanawiało wszystkich i na co tylko w siłach olbrzymich Wawrzyniaka znaleźć można wytłumaczenie.
Ale działanie to nie było spontaniczne, wybuchowe.
W Wawrzyniaku uderzała ogromna jednolitość w tem, co działał, co mówił, jak pisał, jak mieszkał: siła, prostota, celowość niezmieniona, nie do strącenia z toru raz obranego.
To był człowiek czynu w najintensywniejszem i najogólniejszem znaczeniu tego pojęcia. Sam mówił częstokroć, że on nie jest od pisania ani od mówienia, tylko od działania.
Nic w nim nie było ani z literata ani oratora. Gdy mówił publicznie lub odpowiadał w liście na zapytania, wydawało się, że to są rzeczy tak proste i tak znane, że potrzeba naiwności lub niezwykłej wielkości, by je głosić, bo były to zawsze prawdy głębokie i obliczone na wszystkie strony, bezwzględne, żywiołowe jak ziemia, jak chleb powszedni—do wszystkiego się stosujące, nie tracące przez czas ni okoliczności znaczenia—i stąd niesłychanie proste.
Uznawał potrzebę i wartość mówienia i pisania, ale upodobania nie miał w formie uwydatnienia; dla formy samej nicby nie był uczynił.
Starał się, by styl był poprawny a język czysty, bo tego wymagał jego zmysł porządku, ale staranności literackiej, tak jak krasomówstwa, śladu nie było.
Nie był też Wawrzyniak mówcą, mianowicie w pojęciu tych, którzy wielkim mówcą nazywają człowieka o dźwięcznym organie, wypowiadającego płynnie, głośno, z patosem, pewną ilość słów przyjemnie brzmiących, zrozumiałych ogółowi i podziwianych zawsze na nowo, a obliczonych na efekt.
W Wawrzyniaku nie było nic z wirtuoza-mówcy.
Słowa wydobywały się u niego na powierzchnię jako produkt ciężkiej, mozolnej wewnętrznej pracy, więcej fizycznej, niż umysłowej — powoli, jakoby urywane. W chwilach uniesienia nawet nie mówił nigdy szybko.
Twarde były jego zdania, a słowa rąbane prostem narzędziem, nie przystrojone niczem, żadną osobą, nie harmonizowane