będzie czekał i z nim pojedzie, aby mu w drodze »sprawę« przedstawić i tak dalej całymi dniami i tygodniami.
Podobnie nie odstąpił nigdy od rozpoczętej sprawy dlatego, że mu w jego działalności stawiano tamy, nie uznawano jego dobrych chęci lub słuszności postępowania, potępiano jego sposób pracy, wyrządzano przykrości lub krzywdy. Tak jak wielu słabnie w miarę napotykania przeciwieństw, jak inni zwalniają się sami ze swoich zadań i obowiązków podjętych, skoro miasto uznania napotkają na opór, lekceważenie, niewdzięczność, a tem więcej oszczerstwo, wycofują się z podjętej akcyi lub nawet życia publicznego, mając się za zupełnie wytłumaczonych — tak Wawrzyniak nie znał wcale tego pojęcia: »czuć się zrażonym« ani wytłumaczenia, aby dla osobistej przykrości lub obrazy porzucić sprawę. Każdą wyrządzoną sobie przykrość odczuwał, ale zarazem pracował, działał dalej i poświęcał się, skoro tego wymagała sprawa — tak jakby miast przeszkód i niegodziwości, spotkał się z uznaniem.
Więc jedni wymagali posady, wsparcia, pożyczki w imię znajomości osobistej lub pośredniej (z racyi krewnych, przyjaciół, znajomych), drudzy w imię patryotyzmu, trzeci ponieważ dawno już nie mieli posady, czwarci ze względu na swój stan podupadły, nie licujący z każdem zajęciem, inni ponieważ nigdy jeszcze Wawrzyniaka o nic nie prosili i nic od niego nie otrzymali, a drudzy, skutkiem jego protekcyi, uzyskali urząd i t. p.
O to, czy posada wakuje, czy oni mają potrzebne kwalifikacye, czy nie są wyczerpane fundusze, stojące do dyspozycyi Wawrzyniaka, ogół petentów się nie pytał. A że Wawrzyniaka