Strona:Kazimierz Zimmermann - Ks. patron Wawrzyniak.pdf/50

Ta strona została przepisana.

zaległe, odkładał do pobytu większe, załatwiał w spokoju, świadom, że mimo stacyi kolei żelaznej, poczty, telegrafu i telefonu nikt mu w tym stopniu nie przeszkodzi w rozpoczętej a pilnej pracy, jak w drugiej jego siedzibie, Poznaniu.
Tu żył, jak chciał. Więc prosto, skromnie i regularnie. Posiłek jego z najzwyklejszych składał się potraw. Znał zalety wykwintnych potrwa, kolej należną ich następstwa, stosunek ich do rozmaitych napojów, ale na codzień, mawiał, że właściwie obojętne mu, co je. Tak też się przedstawiał przy stole.
Inaczej było od święta.
Tu do Mogilna spraszał przyjaciół na wczasy dłuższe lub na biesiady. Dobrawszy ich, lubił w zaufanem gronie, by żaden ton nie raził harmonii. Dobór i wystawność przyjęcia, gra świateł i kolorów, wesołość z dowcipem, a we wszystkiem swoboda i harmonia była zupełna i we wspomnieniach została, gdyż miara przygotowana była poprzednio we wszystkiem.
Bo Wawrzyniak, który miał rzekomo tylko zrozumienie dla rzeczy praktycznych, posiadał i wrażliwość na sztukę, nie tak, iżby ona mu była wszystkiem w życiu, ale pojmował ją i odczuwał. W malarstwie miał on naturalne, proste lecz trafne zrozumienie wyrazu. Wiedział, co się powinno malować na twarzy postaci, którą się stawia na ołtarzu i brak uduchowienia i skupienia religijnego odczuwał i wyciągał stąd praktyczne konsekwencye. Ale nie był to żywioł, któryby był coś znaczył w jego życiu. On go nie potrzebował ani na codzień, ani na uroczystości życia — a jak się nim nie otaczał, tak go nie szukał również. — Widziałem — mawiał — naraz (w Paryżu) 3000 obrazów, tak sobie powiedziałem: dosyć! — i odtąd muzeów ani wystaw nie oglądał.
Sam też na żadnym instrumencie nie grał, ani form muzyki nie znał. Ale tony i melodye mówiły mu do duszy. Raz w Wiedniu na »Opowieściach Hofmana«, to znów w Berlinie na »Rycerskości wieśniaczej«, gdy wysłuchawszy ze skupieniem opery wychodził, czuł, przejęty jeszcze usłyszaną muzyką, potrzebę wyznania, iż »coraz lepiej jednak muzykę rozumie« tych utworów.
Kiedyindziej późnym wieczorem w Mogilnie, w małym jego saloniku, odzywała się Schäfera »Trąbka pocztyliona w lesie«,