najpiękniejszych bajek świata; przesyła je serce ziemi dalekiemu nienasyconemu morzu.
Kret siedział w trawie i patrzył na przeciwległe wybrzeże; wtem zauważył ciemną norę tuż nad poziomem wody. Jakie to rozkoszne i zaciszne miejsce pobytu dla zwierzęcia o skromnych wymaganiach, które pragnęłoby zamieszkać w maleńkiej nadbrzeżnej willi, zdala od kurzu i hałasu; tutaj powódź by mu nie groziła. Kret patrzył, snując marzenia, raptem w samym środku nory mrugnęło coś małego i jasnego, znikło i znów mrugnęło, jak maleńka gwiazdka. Ale przecież nie mogła to być gwiazdka w tak dziwnym miejscu; a na robaczka świętojańskiego było za małe, przytym za jasno błyszczało. Gdy się w to bacznie wpatrywał, gwiazdka mrugnęła porozumiewawczo i okazało się, że to było oko. A stopniowo zarysował się koło oka mały pyszczek, niby ramka wkoło obrazu.
Bronzowy wąsaty pyszczek.
Poważny, okrągły pyszczek, z tym samym błyskiem w oku, który zwrócił uwagę Kreta.
Malutkie zgrabne uszka i gęste jedwabiste włosy.
Był to Szczur Wodny!
Oba zwierzątka stały i przyglądały się sobie nieufnie.
— Jak się masz, Krecie — powiedział Szczur Wodny.
— Jak się masz, Szczurze — powiedział Kret.
— Chciałbyś może przeprawić się na tę stronę? — spytał po chwili Szczur Wodny.
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.