Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

rzony, niosąc butelkę piwa w każdej łapce i dwie butelki pod pachami.
— Prawdziwy z ciebie sybaryta, mój Krecie — zauważył. — Na nic sobie nie żałujesz. A twój domek jest doprawdy najmilszy w świecie. Gdzieżeś ty wyszperał te sztychy? Dzięki nim pokój wygląda bardzo przytulnie. Wcale się nie dziwię, że jesteś tak przywiązany do swojej nory. Opowiedz mi jej historię i wyjaśnij jakim sposobem doprowadziłeś ją do obecnego stanu.
Szczur zajął się przynoszeniem talerzy, noży, widelców i rozrabianiem musztardy w kieliszku od jaj, a wówczas Kret, z piersią wciąż jeszcze wezbraną niedawno przebytym wzruszeniem opowiadał — z początku nieśmiało, a potem, w miarę jak się zapalał, z wzrastającą swobodą — jak sobie to uplanował a tamto obmyślił, a znów owo spadło mu — jak z nieba — od ciotki; ten sprzęt udało mu się wynaleźć i nabyć wyjątkowo tanio, inny kupił dzięki wielkiej oszczędności i odmawianiu sobie niektórych rzeczy. Odzyskawszy zupełnie humor, zapragnął koniecznie nacieszyć się swoją własnością, wziął więc lampę i zaczął zwracać uwagę gościa na różne szczegóły; rozwodził się nad nimi, zapominając o kolacji, której obaj tak bardzo potrzebowali. Szczur był rozpaczliwie głodny, lecz usiłował to ukryć, kiwał głową z powagą, przyglądał się, marszcząc brwi i powtarzając od czasu do czasu: — Nadzwyczajne! — Godne podziwu! — gdy tylko nadarzyła się sposobność aby wtrącić słówko.