Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

nych myszek ustawionych w półkole. Miały czerwone szaliki szydełkowej roboty na szyjkach, przednie łapki trzymały w kieszeniach, tylnymi zaś tupały dla rozgrzewki. Spoglądały po sobie nieśmiało bystrymi ślepkami podobnymi do paciorków, chichotały przytym zlekka, pociągały noskami i gorliwie je obcierały rękawami od paltek. W chwili gdy Szczur otworzył drzwi, starsza mysz, która trzymała latarkę, mówiła właśnie:
— Raz, dwa, trzy, zaczynamy!
Przenikliwe głosiki wzbiły się w powietrze. Myszki śpiewały starodawną kolendę, jedną z tych kantyczek, które komponowali ich praszczurowie, siedząc na burych, zakrzepłych od mrozu polach, albo za węgłami kominków, dokąd chronili się przed śniegiem. Dawne kolendy przekazywali ojcowie dzieciom; śpie-