Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

Godzina Ropucha. Jego godzina. Obiecałem że wezmę go w karby, jak tylko zima minie na dobre i zamierzam spełnić dziś moją obietnicę.
— Godzina Ropucha, no tak! — zawołał radośnie Kret. — Wiwa-a-at! Pamiętam! Nauczymy Ropucha rozumu!
— Dziś rano — ciągnął dalej Borsuk, zasiadając na fotelu — dowiedziałem się z pewnego źródła, że mają przysłać na próbę do „Ropuszego Dworu”, nowy samochód o niezwykle potężnym motorze. Może w tej chwili właśnie Ropuch nakłada na siebie ten ohydny strój taki przez niego ulubiony i z dość przystojnego Ropucha zamienia się w przedmiot, na którego widok każde rozsądne zwierzę dostaje nerwowego ataku. Trzeba działać póki czas. Pójdziecie zaraz ze mną do „Ropuszego Dworu”; musimy dokonać dzieła ocalenia.
— Masz słuszność! — zawołał Szczur, zrywając się — ocalimy biedne nieszczęsne stworzenie! Nawrócimy go! Będzie najżarliwszym z nawróconych Ropuchów.
Puścili się więc w drogę aby spełnić miłosierne posłannictwo a Borsuk kroczył na ich czele. Gdy zwierzęta wędrują w towarzystwie, idą zwykle gęsiego; tak każe rozsądek i przyzwoitość. Nie rozłażą się po całej drodze, gdyż to uniemożliwia pośpieszenie sobie z pomocą w razie nagłej potrzeby czy niebezpieczeństwa.
Kiedy dotarli do wjazdowej alei „Ropuszego Dwo-