ru”, zobaczyli stojący przed domem — wedle słusznych przewidywań Borsuka — nawiuteńki czerwony samochód olbrzymich rozmiarów (czerwień była ulubionym kolorem Ropucha.) A kiedy podeszli do domu, drzwi wejściowe otwarły się z trzaskiem i pan Ropuch, w samochodowych okularach, w czapce, kamaszach i obszernym płaszczu, zaczął schodzić ze schodów z dumną miną, naciągając rękawiczki.
— Bywajcie, chłopcy! — wykrzyknął wesoło na widok zwierząt. — Przychodzicie w porę, odbędziemy razem rozkoszną... odbędziemy rozkoszną... roz-kosz-ną...
Gdy Ropuch zauważył surową, nieugiętą postawę swych milczących przyjaciół, nie dokończył zaproszenia, jego serdeczny głos załamał się i ucichł.
Borsuk wszedł na schody posuwistym krokiem.
— Prowadźcie go z powrotem do domu! — rozkazał surowo swym towarzyszom. A gdy mimo oporu i protestów Ropucha, wepchnęli go do sieni, Borsuk zwrócił się do szofera, który przyprowadził nowy samochód.
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.