Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

Niezależność jest rzeczą cenną, lecz my, zwierzęta, nie możemy pozwolić aby głupota naszych przyjaciół przekroczyła pewne granice. A ty granice te przekroczyłeś. Jesteś naogół dobrym chłopcem, nie chcę więc okazywać zbytniej surowości. Postaram się raz jeszcze doprowadzić cię do rozsądku. Chodź za mną, dowiesz się, co myślę o twoim postępowaniu; zobaczymy czy wyjdziesz z tego pokoju takim samym Ropuchem jakim teraz jesteś.
Borsuk chwycił silną łapą ramię Ropucha, zaprowadził go do gabinetu i zamknął za sobą drzwi.
— To na nic — rzekł Szczur z pogardą. — Gadanie nigdy nie uleczy Ropucha. Wszystkiemu będzie potakiwał.
Przyjaciele usadowili się wygodnie na fotelach i czekali cierpliwie. Przez zamknięte drzwi dochodził ich nieprzerwany szmer głosu Borsuka; ten głos pod wpływem krasomówczego zapału to wznosił się, to opadał. Po pewnym czasie zauważyli, że miarowy głęboki szloch przerywa kazanie, szloch pochodzący najwidoczniej z piersi Ropucha. Ropuch był stworzeniem uczuciowym, obdarzonym miękkim sercem i dawał się łatwo przekonać — przynajmniej na razie — o słuszności każdego zapatrywania.
Po upływie mniej więcej trzech kwadransów, drzwi się otworzyły; ukazał się w nich Borsuk, prowadząc uroczyście za łapę zwątpiałego i zgnębionego Ropucha; wisiała na nim skóra nakształt worka, łapki mu