Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

obłudne zwierzę! Czy nie zapewniałeś mię dopiero co, tam...
— O tak, tam! odparł niecierpliwie Ropuch. — Tam byłbym przyznał się do wszystkiego. Jesteś taki wymowny, kochany Borsuku, tak logicznie dowodzisz, że... Potrafisz wzruszać i przekonywać — tam mogłeś zrobić ze mną co tylko chciałeś, wiesz o tym dobrze. Ale zastanowiłem się, przetrawiłem te sprawy i doszedłem do przekonania, że właściwie nie żałuję niczego i niczym się nie martwię; więc po co u licha mam mówić to czego nie myślę, prawda?
— A więc nie obiecujesz, że już nigdy nie dotkniesz samochodu? — rzekł Borsuk.
— Ani myślę obiecywać! — odparł Ropuch z naciskiem. — Przeciwnie, obiecuję solennie, że jak tylko zobaczę jaki samochód, zatrąbię poop-poop i jazda.
— Dobrze więc — powiedział Borsuk stanowczo i wstał. — Skoro nie chcesz posłuchać perswazji, zobaczymy jaki skutek odniesie siła. Wciąż się tego lękałem. Zapraszałeś nas nieraz, Ropuchu, abyśmy zabawili dłuższy czas w twoim pięknym dworze; postanowiliśmy teraz to zrobić. Nie wyjedziemy póki ciebie nie przekonamy o słuszności naszych poglądów. Szczurze! Krecie! zaprowadźcie go na górę i zamknijcie w sypialni a my omówimy tę sprawę.
— To przecież dla twego dobra, Ropuszku — rzekł dobrotliwie Szczur, gdy obaj wierni przyjaciele taszczyli po schodach kopiącego i wyrywającego się Ro-