Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

rozprostować łapy na długim spacerze po Puszczy, po zaroślach i swoich podziemiach.
— Ropuch jeszcze w łóżku — powiedział do Szczura, gdy wyszli za drzwi. — Nie mogę nic z niego wydobyć; powtarza tylko: — „O! zostawcie mnie w spokoju; nic mi nie potrzeba. Może później będę się czuł lepiej, może mi to z czasem minie; nie macie się czego niepokoić” — i tak dalej. A teraz pamiętaj, Szczurze, gdy Ropuch jest cichy i pokorny, i odgrywa rolę bohatera z książki odpowiedniej na nagrodę dla uczniów ze szkółki niedzielnej, wówczas bywa najbardziej przebiegły. Napewno coś obmyśla, znam go! A teraz już idę.
— Jak się dziś czujesz, stary? — spytał wesoło Szczur, zbliżając się do łoża Ropucha.
Przez parę minut nie było odpowiedzi, aż wreszcie słaby głos wyrzekł:
— Dziękuję ci bardzo, kochany Szczurku. Jakiś ty dobry, że się pytasz o moje zdrowie! Ale przedewszystkiem powiedz, jak miewasz się ty i nasz kochany Kret?
My miewamy się doskonale — odpowiedział Szczur i dodał niebacznie — Kret idzie się przelecieć z Borsukiem, wrócą dopiero na drugie śniadanie. Spędzimy więc sobie przyjemnie ranek we dwójkę, dołożę wszelkich starań aby cię rozerwać. A teraz bądź dzielny, wyskocz z łóżka; szkoda leżeć i gnuśnieć w taki piękny ranek.
— Drogi, poczciwy Szczurze — szepnął Ropuch. —