Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

drgnął i zaczął drżeć na całym ciele; od ulicy doszedł go dźwięk aż nadto dobrze mu znany. Poop-poop rozlegało się coraz bliżej, samochód skręcił na podwórze zajazdu i stanął. Ropuch chwycił za nogę od stołu aby opanować wzruszenie. Po chwili do kawiarni weszło całe towarzystwo; wszyscy byli zgłodniali, rozmowni, weseli i rozprawiali o przygodach tego ranka oraz o zaletach maszyny, która dowiozła ich tu bez szwanku. Ropuch słuchał jakiś czas, pilnie nastawiając uszu; wreszcie nie mógł już dłużej wytrzymać. Wyślizgnął się cicho z sali, zapłacił w barze rachunek, a gdy tylko znalazł się na dworze, udał się wolno okólną drogą na dziedziniec.
— Przecież niema w tym nic złego — powiedział sobie — jeśli rzucę tylko okiem na samochód.
Maszyna stała na środku podwórza, nikt jej nie pilnował, ponieważ chłopcy stajenni i cała czeladź była na obiedzie. Ropuch okrążał wóz, oglądał, krytykował i rozmyślał głęboko.
— Ciekawa rzecz — powiedział sobie po chwili — ciekawa rzecz czy ten motor da się szybko wprawić w ruch?
Niebawem, nie wiedząc sam jak się to stało, miał w ręku korbę i kręcił nią. Gdy posłyszał znany odgłos, wróciła dawna namiętność i całkowicie opanowała jego ciało i duszę. Jak we śnie, znalazł się na miejscu szofera; jak we śnie, podniósł hamulce, okrążył podwórze i ruszył za bramę; jak we śnie, stracił