Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

Wciąż gdzieś łazi i ginie i znów się odnajduje. Pasjami lubi przygody a nigdy nie spotkało go nic złego. Znają go i lubią w całej okolicy, jak zresztą i starą Wydrę, możesz być pewien, że odnajdzie go jakieś zwierzę i przyprowadzi z powrotem w dobrym zdrowiu. Przecież i myśmy znaleźli go kiedyś o kilka mil od domu, był wesolutki i wcale nie stracił animuszu.
— Tak, ale tym razem sprawa przedstawia się gorzej — rzekł Szczur z powagą. — Niema go już od kilku dni, wydry przeszukały całą okolicę wzdłuż i wszerz i nie znalazły po nim żadnego śladu. Rozpytywały się wszystkich zwierząt na kilka mil wokoło, a nikt nic o nim nie wie. Wydra jest widocznie ogromnie niespokojna choć się do tego nie przyznaje. Powiedziała mi, że mały Grubasek nie umie jeszcze dobrze pływać i domyśliłem się, że ma śluzę na myśli. Bardzo dużo wody spływa tam jeszcze mimo późnej pory roku, a malec był zawsze śluzą oczarowany. Pozatym są jeszcze pułapki, wnyki — wiesz przecie — Wydra nie denerwowałaby się napróżno, a jest zdenerwowana. Kiedy odchodziłem wyszła ze mną — powiedziała, że potrzebuje zaczerpnąć trochę powietrza, że chce rozprostować łapy. Ale dobrze widziałem, że nie o to jej chodzi. Wypytałem ją i wreszcie udało mi się wydobyć tajemnicę. Chce spędzić noc na straży przy brodzie. Wiesz, tam gdzie dawniej, w zamierzchłych czasach, był bród, zanim most zbudowano.
— Znam, znam ten bród — odparł Kret. — Ale dla-