Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

wartości, pragnę tylko raz jeszcze posłyszeć ten dźwięk i słuchać go — słuchać wiecznie. Jest! jest znowu! — wykrzyknął nasłuchując pilnie. Oczarowany, jakby pogrążony w zachwyceniu milczał długo.
— Teraz rozpływa się. Znowu nie mogę nic pochwycić — rzekł po chwili. — — O Krecie, jakież to piękne! Jak wesoło brzmi zew dalekiej piszczałki ledwie uchwytny, a jasny i radosny! Nigdy mi się nawet nie śniło o takiej muzyce. Zew w niej zawarty nęci mnie silniej nawet niż piękno melodii. Wiosłuj Krecie, wiosłuj żywo! Ta melodia nam jest przeznaczona a wezwanie odnosi się do nas.
Zdumiony Kret wiosłował posłusznie.
— Ja nic nie słyszę — rzekł. — To tylko wiatr szumi wśród szuwarów, trzcin i wikliny.
Szczur nic nie odrzekł; może nawet nie słyszał słów Kreta, był uniesiony, drżący, trwał jakby w zachwyceniu. Wszystkimi jego zmysłami owładnęła nieznana dotąd boska siła, która pochwyciła jego bezbronną duszę, podrzucając ją i kołysząc; miał uczucie że jest słabym lecz szczęśliwym dzieckiem w mocy silnego ramienia.
Kret milczał i wciąż wiosłował; dopłynęli niebawem do miejsca gdzie od Rzeki oddzielała się z jednej strony długa łacha. Szczur, który już dawno wypuścił ster, wskazał nieznacznym ruchem łebka kierunek łachy. Blask świtania wciąż się wzmagał i zwierzątka już