bie Szczura rozpłaszczonego na ziemi i drżącego gwałtownie. Na otaczających drzewach, gdzie siedziała moc ptaków, panowała wciąż niczym niezmącona cisza, a światło stawało się coraz jaśniejsze.
Kret nie byłby może ośmielił się podnieść oczu, gdyby nie to, że dźwięk piszczałki choć przytłumiony wzywał wciąż nieodparcie i nakazująco; Kret nie miał siły oprzeć się temu dźwiękowi, gdyby nawet musiał przypłacić śmiercią spojrzenie doczesnymi oczyma na rzeczy słusznie utajone. Usłuchał więc cały drżący i podniósł pokorny łebek; wówczas w blasku zupełnie już wyraźnego świtania, gdy przyroda zapłoniona mnóstwem fantastycznych barw zdawała się powstrzymywać dech w oczekiwaniu na to, co miało nastąpić, spojrzał w same oczy Przyjaciela i Dobroczyńcy. Zo-
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.