Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

snu, ktoś, co męczy się aby ów sen wskrzesić w pamięci i nie może sobie nic przypomnieć poza nieokreślonym wrażeniem piękna — niewymownego piękna! Wreszcie i to wrażenie niknie a marzyciel przyjmuje z goryczą twardą, zimną rzeczywistość i wszystkie jej ciężary. Kret po krótkiej walce ze swą pamięcią potrząsnął smutnie łebkiem i podążył za Szczurem.
Grubasek zbudził się, piszcząc wesoło i łasząc się radośnie na widok przyjaciół matki, którzy dawniej często się z nim bawili. Wkrótce jednak wyraz ukontentowania znikł z pyszczka malca, zaczął biegać w kółko skomląc błagalnie. Dziecko, które zasnęło z zadowoleniem w ramionach niani a zbudziło się porzucone w obcym miejscu szuka po wszystkich kątach i szafach, biega z pokoju do pokoju a w jego sercu wzbiera cicha rozpacz; tak samo Grubasek przeszukiwał całą wysepkę, węszył uparcie i niezmordowanie, aż wreszcie nadeszła okropna chwila kiedy dał za wygraną — usiadł i gorzko zapłakał.
Kret podbiegł szybko aby pocieszyć maleństwo, lecz Szczur ociągał się, patrzył długo z niepewnością na głębokie ślady kopyt widniejące na murawie.
— Tu — było — jakieś — wielkie — zwierzę — szepnął wolno i z rozwagą; stał długo i myślał, myślał, dziwnie jakoś poruszony.
— Chodźże, Szczurku! — zawołał Kret. — Pamiętaj, że biedna Wydra czeka tam przy brodzie.
Grubasek pocieszył się szybko na myśl o miłej prze-