Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

aż wreszcie zwierzęta co chlubiły się że mnie znają zapomną nawet imię Ropucha! O, mądry stary Borsuku! — mówił sobie — O, rozumny, inteligentny Szczurze i rozsądny Krecie! Jakże słuszne są wasze zapatrywania, jaką głęboką posiadacie znajomość ludzi i rzeczy! O nieszczęsny, opuszczony Ropuchu!
Na podobnych narzekaniach spędzał przez kilka tygodni dnie i noce, odmawiał wszystkich posiłków, nie chciał nawet nic między posiłkami przekąsić, chociaż sędziwy ponury dozorca, wiedząc że Ropuch ma dobrze wypchane kieszenie, napomykał często o wielu udogodnieniach, a nawet o artykułach zbytku, które można kazać przysłać z poza więzienia — za dobre pieniądze.
Ów dozorca miał córkę, ładną dziewczynkę o miękkim sercu; pomagała ona ojcu w wypełnianiu lżejszych obowiązków i ogromnie lubiła zwierzęta; miała kilka srokatych myszy i ruchliwą wiewiórkę, biegającą wciąż w kółko a prócz tego kanarka, którego klatka wisiała w dzień na gwoździu wbitym w masywny więzienny mur — ku wielkiemu niezadowoleniu więźniów co uprawiali poobiednią drzemkę — a w nocy, okryta zasłoną, stała na stole w saloniku. Dobra ta dziewuszka, litując się nad nieszczęsnym Ropuchem, odezwała się pewnego dnia do ojca:
— Ojcze! Nie mogę znieść widoku tego biednego, nieszczęśliwego zwierzątka; chudnie zastraszająco. Pozwól mi się nim zaopiekować, wiesz jak lubię zwie-