Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

wiony godności, zachowa opinię zwierzęcia niebezpiecznego, które się przed niczym nie cofnie; z całą więc gotowością pomógł córce dozorcy doprowadzić ciotkę do stanu, w którym wyglądała na bezsilną ofiarę wypadków.
— A teraz twoja kolej, Ropuchu — odezwała się dziewczyna. — Zdejm marynarkę i kamizelkę; i bez tego grubas z ciebie dostateczny.
Trzęsąc się ze śmiechu, zapięła na nim suknię, ułożyła chustkę w odpowiednie fałdy i zawiązała mu pod brodą wstążki wyrudziałego czepka.
— Wypisz wymaluj moja ciotka! — zachichotała. — Jestem przekonana, że nigdy w życiu nie wyglądałeś tak zacnie i poważnie. A teraz żegnaj, Ropuchu, szczęśliwej drogi! Idź prosto tym samym szlakiem, którym tu przyszedłeś, a jeśli kto do ciebie zagada, co jest prawdopodobne, bo przecież spotkasz samych mężczyzn — zbywaj wszystkich żartami, ale pamiętaj, że