jesteś kobietą, i to wdową samotną na świecie, i że możesz narazić na szwank swoją opinję.
Ropuch — z bijącym sercem lecz krokiem tak pewnym na jaki go tylko było stać — wyruszył ostrożnie na ową pozornie lekkomyślną i ryzykowną wyprawę; przekonał się jednak niebawem z przyjemnością, że wszystko idzie mu jak z płatka; czuł się tylko nieco upokorzony myślą, iż popularność jaką się najwidoczniej cieszył, i płeć, która się do tej popularności przyczyniała, były własnością innej osoby. Przysadkowata postać praczki odziana w dobrze znaną suknię w rzucik, służyła za paszport przy każdych zaryglowanych drzwiach, u każdej z ponurych bram; a nawet jeśli Ropuch wahał się, nie pewny w którą stronę zawrócić, wyjście z owej trudnej sytuacji wskazywał mu strażnik przy następnej bramie, wzywając go aby szedł śpiesznie i nie trzymał dozorców przez całą noc na warcie. Największe niebezpieczeństwo tkwiło w przekomarzaniu się i wesołych żartach kierowanych do Ropucha, na które musiał znajdować szybką i ciętą odpowiedź; Ropuch miał wysokie poczucie własnej godności, a przekomarzanie się było przeważnie (tak przynajmniej uważał) ordynarne i w lichym gatunku, żartom zaś brakło dowcipu. Potrafił jednak, choć z trudem, opanować się, a odpowiedzi stosował do poziomu swych rozmówców i do przybranej postaci pod jaką występował, robił przytym co mógł aby nie przekraczać granicy dobrego smaku.
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.