porę i dotarł do miejsca gdzie od wieków znajdują się wszelkie kieszonki od kamizelek i — nie znalazł nietylko pieniędzy ale i kieszeni i kamizelki, w której mogłaby się kieszeń znajdować!
Przypomniał sobie z przerażeniem, że zostawił w celi marynarkę i kamizelkę, a wraz z nimi notes, pieniądze, klucze, zegarek, zapałki, ołówek, jednym słowem wszystko co sprawia, że warto żyć na świecie, wszystko czym odróżnia się zwierzę o licznych kieszeniach, pan stworzenia, od niższych bezkieszeniowych lub jednokieszeniowych istot, które skaczą czy spacerują lekkim krokiem, nie wyekwipowane do prawdziwej walki.
W tym nieszczęściu, chcąc zapanować nad położeniem i znaleźć wyjście z sytuacji zdobył się na rozpaczliwy wysiłek: przybrał dawny wielkopański ton i powiedział:
— Mój panie, widzę że zapomniałem portmonetki. Proszę mi wydać bilet, a jutro odeślę panu pieniądze. Wszyscy mnie tu znają.
Urzędnik spojrzał ze zdumieniem na Ropucha, na jego wyrudziały czepek i roześmiał się.
— Spodziewam się, że muszą panią dobrze znać — odparł — jeśli pani często próbuje podobnych sztuczek. Proszę odejść od okienka, zajmuje pani miejsce innym.
Starszy jegomość, który już jakiś czas szturchał Ropucha w plecy, odsunął go, a co gorsza nazwał go „moją dobrą kobietą”; rozzłościło to Ropucha naj-
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.