Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

Wkrótce wykryją jego ucieczkę, rozpocznie się pogoń, pochwycą go, zelżą, okują w łańcuchy, zawleką z powrotem do więzienia gdzie czeka go chleb, woda i słoma; podwoją straże, zwiększą mu karę; a jakie ironiczne uwagi będzie robiła córka dozorcy! Co począć? Nie był szybki w łapkach, przytym można go było łatwo poznać po figurze. Czy nie udałoby mu się wcisnąć pod ławkę w wagonie? Widział uczniów którzy używali tego sposobu, obróciwszy uprzednio na inne wyższe cele pieniądze dane im na drogę przez troskliwych rodziców. Tak rozmyślając, stanął przed parowozem. Oliwił go właśnie, wycierał i pieścił maszynista, krzepki mężczyzna, trzymający w jednym ręku oliwiarkę a w drugim pęk pakułów.
— Co wam się stało, matko? — spytał maszynista — jakie was spotkało zmartwienie? Niezbyt wesoło wyglądacie.
— O panie! — rzekł Ropuch, wybuchając znów płaczem. — Jestem biedna nieszczęśliwa praczka, zgubiłam pieniądze i nie mogę zapłacić za bilet, a muszę znaleźć sposób aby wrócić na noc do domu. Nie wiem co mam począć. O Boże, mój Boże!
— To rzeczywiście niemiła historia — powiedział maszynista i zamyślił się. — Zgubiliście pieniądze i nie możecie dostać się do domu — a pewnie macie dzieci, co na was czekają?
— Mam całe mnóstwo dzieci — zaszlochał Ropuch — są głodne — i bawią się zapałkami — i wywracają lam-