Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.

a na lokomotywie siedzi pełno ludzi o najdziwniejszym wyglądzie. Jacyś jakby starodawni strażnicy wymachują halabardami; policja w hełmach kiwa pałkami, są też nędznie ubrani ludzie w melonikach. Odrazu widać, nawet z tej odległości, że są to niezawodnie tajni policjanci, ci znów wywijają laskami i rewolwerami, a wszyscy razem krzyczą „Stój! stój ! stój!”
Ropuch padł na kolana i podnosząc złożone błagalnie łapki, zawołał:
— Ratuj mnie, ratuj, drogi, zacny panie maszynisto, wszystko panu wyznam! Nie jestem prostą praczką, na jaką wyglądam! Nie mam niewinnych ani w ogóle żadnych dziatek coby na mnie czekały! Jestem