— No... oczywiście w Puszczy mieszkają rozmaite zwierzęta — wyjaśniał Szczur z wahaniem. — Łasice... i lisy... i tak dalej. Pod pewnym względem są to porządne stworzenia... Ja z nimi żyję w przyjaźni... kiedy się spotykamy... Ale czasem zaczynają brykać, przyznaję, a wówczas... cóż, nie można im zaufać, to fakt.
Kret dobrze wiedział, że wszelkie przejmowanie się przyszłymi kłopotami, a nawet wspominanie o nich, sprzeciwia się etykiecie obowiązującej wśród zwierząt, więc nie podnosił tej sprawy.
— A co się znajduje za Puszczą? — spytał — tam gdzie jest niebiesko, i mglisto, i widać wzgórza, które może wcale nie są wzgórzami, a także coś podobnego do miejskich dymów, ale może to poprostu obłoki?
— Za Puszczą leży Szeroki Świat — odparł Szczur. — A to jest coś, co nie obchodzi ani ciebie ani mnie. Nigdy tam nie byłem i nigdy nie będę, i ty tam także nie będziesz o ile masz trochę rozsądku. Proszę cię nie wspominaj mi o tym. Otóż i łacha. Nareszcie! Zjemy sobie tu drugie śniadanie.
Skręcili w bok od głównego łożyska Rzeki i wpłynęli na coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak małe jeziorko. Zielona murawa schodziła aż na brzeg łachy; bronzowe korzenie podobne do wężów błyszczały na dnie cichej wody; powyżej szumiało srebrzyste ramię Rzeki; spieniony wodospad śluzy wraz z pracowitym ociekającym wodą młyńskim kołem,
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.