Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

leką rozkoszną wycieczkę lądową. Nie trzymam się nigdy długo jednego statku, to wyrabia ciasnotę pojęć i stronniczość; przytym Sycylia jest jednym z moich ulubionych terenów myśliwskich. Znam wszystkich na tej wyspie, a tamtejsze obyczaje mi odpowiadają. Spędziłem długie i wesołe tygodnie na wsi u przyjaciół, a gdy znów mię nawiedził niepokój, skorzystałem ze statku, który płynął z towarem na Sardynię i Korsykę, i z radością poczułem na pyszczku powiew morski i bryzgi fal.
— A czy tam na dole w ładowni — bo tak to zwiecie, o ile się nie mylę — nie jest bardzo gorąco i duszno? — spytał Szczur Wodny.
Marynarz spojrzał na niego i rzekłbyś mrugnął porozumiewawczo.
— Jestem starym wilkiem morskim — powiedział z prostotą — wystarcza mi kabina kapitana.
— W każdym razie to ciężkie życie — mruknął Szczur Wodny, głęboko pogrążony w myślach.
— Dla załogi jest niewątpliwie ciężkie — odparł marynarz z powagą i znów jakby mrugnął znacząco.
— Na Korsyce — ciągnął dalej — wsiadłem na statek, który wiózł wino na kontynent. Wieczorem zawinęliśmy do Alassio, wyciągnęliśmy beczki z winem i spuściliśmy je na wodę, powiązawszy długą liną. Potem załoga wsiadła do łodzi i śpiewając, wiosłowała w stronę brzegu; ciągnęła za sobą długi sznur beczek, które zderzały się; były podobne do stada delfinów. Na