Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.

Zadumała się królowa,
W oknie siedzi, boli głowa.
„Ach, jakaż tu cisza głucha!
Paziu, skocz-no po Ropucha.”


Było jeszcze o wiele więcej strofek w tym rodzaju ale tamte są pełne tak straszliwej zarozumiałości, że nie nadają się do druku. Te, które przytoczyłem, wydały mi się najbardziej umiarkowane.
Ropuch śpiewał, idąc, a śpiewając, maszerował dalej i z każdą chwilą coraz bardziej się puszył. Lecz jego dumę czekała niebawem przykra porażka.
Po przebyciu kilku mil bocznymi dróżkami dotarł do szosy, a kiedy na nią skręcił i spojrzał wzdłuż białej wstęgi, zobaczył, że zmierza w jego stronę mała centka, która zmienia się w większą kropkę, a potem w kleks, a potem w coś znajomego i wreszcie podwójna nuta ostrzegawczego sygnału, aż nadto dobrze znana Ropuchowi wpadła w zachwycone jego ucho.
— O, to rozumiem! — powiedział silnie podniecony. — To jest prawdziwe życie, wielki świat, który tak długo musiał się bezemnie obywać! Zatrzymam tych moich kolegów po fachu i puszczę im parę blag z rodzaju tych, które osiągały dotychczas takie powodzenie; oczywiście podwiozą mnie, ja wówczas będę ich w dalszym ciągu nabierał, a przy odrobinie szczęścia skończy się może na tym, że zajadę samochodem do „Ropuszego Dworu”! Borsuk dostanie po nosie!