że ludzie podle się z tobą obeszli, że niema teraz sprawiedliwości na ziemi. Ale mieszkańcy Puszczy wymyślali na ciebie, twierdząc iż dobrze ci tak, czas już położyć kres wybrykom tego rodzaju. Nabrali rezonu, chodzili i rozpowiadali, że już tym razem koniec — że nie powrócisz nigdy, nigdy.
Ropuch w milczeniu raz jeszcze skinął łebkiem.
— Takie to są paskudne stworzenia — mówił dalej Szczur. — Ale Borsuk i Kret utrzymywali wbrew wszystkiemu, że wrócisz niedługo, nie wiedzieli jak się to stanie, ale mówili że wrócisz.
Ropuch wyprostował się nieco na krześle i uśmiechnął się z ironią.
— Przytaczali przykłady z historii — ciągnął Szczur — Mówili, że prawa karne były zawsze bezsilne wobec bezczelności i forteli podobnych twoim, i potędze jaką przedstawia dobrze wypełniona kiesa. Postanowili więc rzeczy swoje przenieść do „Ropuszego Dworu”, i spać tam, i przewietrzać dom, i mieć wszystko gotowe na twój przyjazd. Nie przeczuwali, ma się rozumieć, co się stanie, ale mieli pewne podejrzenia co do zwierząt z Puszczy. A teraz przechodzę do najsmutniejszej, najbardziej tragicznej części mego opowiadania. Pewnej ciemnej nocy — a była to bardzo ciemna noc, wiatr wył i lało jak z cebra — banda Tchórzów uzbrojonych od stóp do głów podkradła się cicho aleją wjazdową do głównego wejścia. Równocześnie partia Kun, zdecydowanych na wszyst-
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/255
Ta strona została uwierzytelniona.