Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.

wając się we dnie bez żadnych wygód, a nocami śpiąc na twardym posłaniu. Pilnowały twego domu, patrolowały twoje dobra, nie spuszczały z oka Łasic i Tchórzów i tworzyły plany i projekty mające na celu odzyskanie twego dobytku. Doprawdy, nie jesteś wart tak wiernych przyjaciół, Ropuchu. Kiedyś, gdy już będzie zapóźno, pożałujesz, żeś ich bardziej nie cenił.
— Niewdzięczne ze mnie stworzenie, wiem o tym — załkał Ropuch, roniąc gorzkie łzy. — Pozwól mi pójść i poszukać ich w tę ciemną, zimną noc; chcę z nimi dzielić niewygody; postaram się dowieść... Czekaj no! Słyszę szczęk talerzy; nareszcie kolacja! Wiwat! Chodź, Szczurku!
Szczur przypomniał sobie, że biedny Ropuch był przez długi czas na więziennym wikcie i dlatego zasługuje na pobłażanie. Poszedł więc za nim do stołu i gościnnie zachęcał go, gdy Ropuch z całym zapałem starał się powetować sobie wszystkie prywacje.
Ledwie skończyli jeść i wrócili na swoje fotele, kiedy zastukano głośno do drzwi.
Ropuch przeraził się, lecz Szczur kiwnął tajemniczo głową w jego stronę, podszedł prosto do drzwi, otworzył je i wpuścił pana Borsuka.
Borsuk wyglądał jak stworzenie, co przez kilka nocy przebywało zdala od domu i wszelkich jego wygód. Trzewiki miał pokryte błotem, był zaniedbany a szerść miał zwichrzoną, ale coprawda Borsuk i za