Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.

— Et, bzdury! Borsuku — odezwał się Ropuch dość lekceważąco. — Słuchasz plotek, które rozgadują w okolicznych szynkach. Znam na wylot każdy cal „Ropuszego Dworu”. Zapewniam cię, że niema tam nic podobnego!
— Mój młody przyjacielu — powiedział Borsuk z wielką surowością — twój ojciec, bardzo godne zwierzę — znacznie bardziej godne od pewnego zwierzęcia dobrze mi znanego — był moim zażyłym przyjacielem i mówił mi wiele rzeczy, których ani by mu się nie śniło tobie powierzyć. Otóż odkrył on to przejście — oczywiście nie on je zbudował; było zrobione na setki lat przedtym nim twój ojciec tu zamieszkał — odremontował je tylko i oczyścił, ponieważ myślał sobie, że się może przydać w razie niebezpieczeństwa czy jakiejś biedy, i pokazał mi je. — „Niech mój syn nie wie o tym” — powiedział. — „To dobry chłopiec ale lekkomyślny i poprostu nie potrafi utrzymać języka za zębami. Jeśli kiedy znajdzie się w prawdziwej potrzebie a to przejście mogłoby mu się przydać, wtedy powiesz mu o nim, ale nie wcześniej”.
Inne zwierzęta patrzyły bacznie na Ropucha, ciekawe były jak on to przyjmie. Ropuch miał z początku ochotę dąsać się; lecz był to dobry chłopak, więc natychmiast się rozpogodził:
— No tak — rzekł. — Może być, że mam trochę za długi język. Jestem powszechnie lubiany — przyjaciele gromadzą się wkoło mnie — przekomarzamy się, żar-